Dziś 15 rocznica śmierci Księżnej Diany. O tej godzinie Diana już nie żyła. Nie będę tu przedstawiać jej historii, tym bardziej kopiować z Wikipedii - bo jej historię wszyscy znamy. Postanowiłam przytoczyć kilka fragmentów z książki "Tacy byliśmy. Wspominając Dianę" - dla tych, którzy ją już czytali i przypomną sobie te wyrywki, i dla tych, którzy jej nie czytali jako małą zachętę ;)
" [...] Ogrodzony murem ogród nazywała swoją "małą oazą" , było to dla niej schronienie i miejsce, gdzie mogła pobyć sama. Istniał tylko jedne klucz do czarnych drzwi w ceglanym murze i dysponowała nim jedynie księżna jako mieszkanka apartamentów 8 i 9, przekazując go mnie albo ogrodnikowi. Wyłącznie za tymi czterema ścianami mogła się całkowicie odprężyć, znaleźć azyl pod niebem zamiast dachu. [...]
Ogród pachniał, róże wszystkich kolorów pięły się do połowy trzymetrowych murów. Były tam kwitnąca wiśnia, pergola w rogu, prostokątny trawnik o wydłużonych bokach z szerokim obrzeżem, pośrodku dąb z dziuplami wiewiórek, komórka na narzędzia i donice oraz opuszczona szklarnia.
Pamiętam jak wyglądał dzień w upalne lata. Widzę ja wciąż, jak w szortach i koszulce, z przeciwsłonecznymi okularami Versacego na nosie, wymyka się przez drzwi frontowe z jasnoniebieskim wiklinowym koszykiem, w którym miała korespondencję, książki, płyty CD, walkmana, krem do opalania Clarinsa ze słabym filtrem i telefon komórkowy. Nie ruszała się nigdzie bez telefonu.
Ze spiętymi włosami sadowiła się na trawie. Gdy odpoczywała, czy to w ogrodzie, czy w pokoju dziennym przed pójściem spać albo podczas śniadania, wiązała jasne włosy frotką. Miała ich kilka: czarną, niebieską i czerwoną. Jeśli świat pamięta księżną z charakterystyczna fryzurą, ja zapamiętałem ją z gumką we włosach! czasami, kiedy rozmawiała przez telefon, owijała sobie frotkę wokół palców i bawiła się nią, a potem znowu ściągała nią włosy. [...]
Nigdy nie przebywała na dworze długo - z godzinę albo dwie. Była zbyt niespokojnym duchem, by wytrzymać dłużej. Chociaż mówiła, że uwielbia słońce, była za bardzo niecierpliwa, aby leżeć długo bezczynnie. Półgodzinne opalanie było dla niej jak przerwa na herbatę. [...]
" [...] Nigdy nie zapomnę, z jaka determinacją księżna walczyła, żeby wygrać, zwłaszcza w palanta. Chciała wygrywać w każdej grze. Ja zawsze byłem kapitanem, ale wszyscy pragnęli należeć do "drużyny księżnej" . Chichotała, zanim jeszcze przyszła kolej na jej uderzenie, i śmiała się, gdy odbijała piłkę, a potem boso biegła po trawie od bazy do bazy. Bawiła się świetnie, klaskała i podskakiwała z nami wszystkimi. [...]"
" [...] Mnóstwo czasu spędziła przy biurku - rozmawiała przez telefon, pisała stosy liścików z podziękowaniami, listy do przyjaciół, podpisywała oficjalne pisma, notowała swoje przemyślenia. oparta o kasetkę na korespondencję stała lista z podręcznym słowniczkiem, którego używała, by szybko sprawdzić pisownię trudniejszych słów, jak conscientiously czy infinitely. Ortografia, jak sama przyznawała, nie była jej mocna stroną. siadała więc przy biurku i pisała pocztówki albo krótkie liściki do Williama i Harry'ego, czasami dwa razy dziennie. Często były to krótkie wiadomości jak : "Nie mogę się doczekać, kiedy Cię uściskam!" , zawsze zaś przesyłała im "wielkie buziaki i serdeczne uściski [...]"
" [...] Księżna była oddana matka, dla której, miłość do dzieci była najważniejsza. Gdy przypomnę sobie czasy, kiedy bawiła się nie tylko z Williamem i Harrym, ale także z 'przybranymi dziećmi - Aleksem i Nickiem - pamiętam ogólną wesołość, śmiech i psoty. { mój przypis: Aleks i Nick - synowie autora, trochę młodsi od Williama i Harry'ego} [...].
Można by odnieść wrażenie, że Harry i Nick stale bawili się w chowanego na korytarzach - zdarzało się to przynajmniej raz dziennie. harry zawsze wybierał tę sama kryjówkę - pod stołem w pokoju dziecinnym.
- Wiem dobrze, gdzie będzie! wołała księżna, gdy widziała Nicka ruszającego na poszukiwanie księcia. Czasami przyłączała się do zabawy, zawsze jako szukająca. Skradała się przez korytarze i pokoje, nasłuchując stłumionych chichotów naszych synów, a gdy ich znalazła, chwytała każdego z okrzykiem "Mam Cię!" i łaskotała, a oni piszczeli z uciechy. [...] "
" [...] Rankiem, po śniadaniu często zanosiłem księżnej szklankę świeżo wyciśniętego soku z marchewki, gdy siedziała w białym szlafroku frotte na bambusowym krześle przed stojącą w oknie toaletką. Widziała mnie z daleka w owalnym lustrze, które stało na szklanym blacie, gdzie trzymała lakier do włosów, perfumy, fluid, waciki, gąbeczki i pędzle. Wyciągała rękę, brała szklankę i dziękowała mi. Często zdarzało się, że włosy suszył jej stylista Sam McKnight, który był tez jej powiernikiem - nawet księżne plotkują ze swoim fryzjerem! Popijała sok, czytając list albo gazetę, podczas gdy Sam układał jej włosy [...]
Jednak moje ostatnie wspomnienie z ubieralni wiąże się nie z księżną siedzącą w szlafroku przed toaletką, ale z wizerunkami Williama i Harry'ego, które upamiętniały ich drogę rozwoju od niemowląt do chłopców. Było to muzeum miłości macierzyńskiej. W ubieralni na jednej ścianie znajdowało się aż trzynaście czarno białych portretów [...] Nawet w łazience były zdjęcia chłopców jako niemowląt w kąpieli.
Na toaletce szefowa umieściła tez własna aranżację zdjęć - powkładała je pod szklany blat, tak że mogła oglądać je co rano, gdy czesała się albo malowała. [...] Zawsze gdy wchodziła do Pałacu Kensington, widziała zdjęcia chłopców, które przypominały jej o tym, co najlepszego przyniosło jej małżeństwo z księciem Karolem. [...]"
" [...] Pewnego dnia, siedząc przy biurku, wyłożyła filozofię, która wcześniej spisała własnoręcznie i która moim zdaniem wyjaśnia jej powściągliwość w kontaktach. Nie wiem, skąd ja zaczerpnęła, ale brzmi następująco: Największe bariery w nawiązywaniu bliższych relacji wynikają z niskiej samooceny. Kobieta o nieskiej samoocenie woli żyć bez cieplejszych więzów. Może się bać dopuścić kogoś zbyt blisko, żeby nie odkryto jej prawdziwego << ja>> i nie odrzucono jej. Myślę więc, że księżna odsuwała pewnych ludzi, aby nie mieli możliwości potem jej zawieść. Pragnęła dowodów przywiązania od tych, których dopuszczała do siebie, ale z kolei wymagała od nich, by wiedzieli, co w danej chwili powiedzieć, i nie przekraczali pewnej granicy - była to z ich strony umiejętność sama w sobie. Jeśli ktoś nadużył swojej pozycji, wypowiadając jakąś opinię zbyt śmiało, księżna odsuwała go od siebie. Wymagała bezwarunkowej, niepodlegającej ocenom przyjaźni. [...]"
" [...] Księżna miała ogromne poczucie humoru. Jeśli jakiś obraz wrył mi się w pamięć, to właśnie śmiejącej się; miała niepowstrzymany, zaraźliwy śmiech, od którego aż się skręcała.
Jej żarty były ryzykowne, a nic bardziej jej nie bawiło niż dosadne kartki pocztowe z życzeniami. W pokoju dziennym, przy biurku trzymała wiklinowy koszyk, do którego wkładała kartki na różne okazje. jesli była tam pocztówka z Kubusiem Puchatkiem, to prawie zawsze przeznaczona dla Williama albo Harry'ego [...] . Kolekcja kartek urodzinowych dla przyjaciół była dla niej źródłem wielkiej radości. [...] "
" [...] wszystkich niezależnie od pozycji traktowała tak samo. Myślę jednak, że miała więcej uczucia dla trędowatych i chorych na AIDS niż dla królów czy królowych. Była bezpośrednia w kontaktach z tymi, którzy ją uwielbiali, z ludźmi z ulicy. "Dlatego nie lubią mnie ci wszyscy ważniacy w garniturach - bo lepiej dogaduję się z ludźmi <<z dołu>> niż <<z góry>>. Wszyscy jesteśmy równi, niezależnie od tego, co nam przypadło w życiu. nauczył mnie tego tata" powiedziała księżna. [...]"
" [...] W odpowiedzi biegłem na pierwsze piętro, mijając jej piękny portret naturalnej wielkości, namalowany przez Nelsona Shanksa. Wisiał na ścianie przy staruszku zegarze; przedstawiał zamyślona księżną w przezroczystej bluzce z kryzą i marszczonymi mankietami oraz długiej do kostek niebieskiej taftowej spódnicy. Na szyi miała szmaragdowo - brylantowy naszyjnik królowej Marii, który królowa podarowała jej z okazji ślubu w 1981 roku. Szefowa uważała, że to wyraz próżności - mieć taki wielki własny portret w centralnym miejscu na schodach - a w każdym razie obawiała się, że ludzie mogą ją uznać za próżną. Myślę jednak, że była z niego dumna, nawet jeśli nie przyznawała się do tego zbyt wielu ludziom. Natomiast gdy szła po schodach z przyjacielem albo gościem, pytała go, co sadzi o tym portrecie, i zanim usłyszała odpowiedź, dodawała: "Wyglądam na nim, jakbym zaraz miała skoczyć z mostu, prawda? " Tak sobie radziła z brakiem pewności siebie. Obecnie portret zdobi Althorp, rezydencję Spencerów w Nortamptonshire. [...]"
zobacz: http://fakty.interia.pl/fotoreportaze/fotoreportaz/zycie-diany-w-obiektywie/zdjecie/duze,519894,1,558